Zapraszam na
recenzję premierowego piwa od Doctor Brew, ich drugiej produkcji – tym
razem
uwarzyli American IPA, i tak też nazywa się ten wyrób. W Sunny Ale
(piwo, od
którego Panowie wystartowali działalność – opisane w początkach
istnienia bloga)
zauważyłem potencjał, więc byłem bardzo ciekaw, jak będzie wyglądać
ciąg dalszy
działalności „doktorów”. Przejdźmy do konkretów.
Podstawowe
informacje o piwie (z etykiety):
Styl:
American India Pale Ale
Ekstrakt: 16°
Alkohol:
6,2% obj.
Słody: Pale
Ale, Pszeniczny, Karmelowy
Chmiele:
Cascade, Galaxy, Magnum, Motueka
Drożdże:
brak danych
IBU: 90
Szkło –
Shaker
Etykieta: W
identycznym układzie, jak w sunny ale: z przodu logo i nazwa browaru
oraz piwa,
na kontretykiecie wszystkie potrzebne informacje oraz marketingowa
historyjka
pokazująca, jakie to piwo jest świetne. Dziwnym jest, że na mojej
butelce nie
ma przyklejonej daty ważności (na egzemplarzu brata była). Całość
fajnie
stonowana i utrzymana w przejrzystej, czarno-czerwonej kolorystyce z
białą
czcionką. Kapsel czarny, czysty.
Piana:
bardzo nikła, duże pęcherzyki, które prawie natychmiast znikają, kolor
kremowy,
lekko oblepia szkło
Barwa: ciemny
bursztyn, piwo jest lekko mętne
Zapach: Z
butelki aromaty cytrusów oraz żywiczno-leśne – bardzo przyjemne. Po
przelaniu
do szkła ponownie cytrusy, nuty leśne, mocno wyczuwalne wcześniej,
ustępują nutom
słodowym – chlebowym (chleb pszenny) i karmelowym. Aromaty coraz
słabszy w
miarę postępu degustacji – czasami pojawia się muśnięcie owoców
tropikalnych i
delikatna ziołowość.
Smak: Po
pierwszym łyku wydaje się, że będzie dobrze – czuć smaki typowe dla
chmieli –
żywiczne, trawiaste i cytrusowe (grejpfruty). Tropików w smaku brak.
Dalej
niestety nie jest już zbyt fajnie. Wszechobecna goryczka, która ani nie
jest
wyczuwalna na takim poziomie, jakim sugeruje IBU, ani nie jest zbytnio
przyjemna (a tak liczyłem na coś a’la Jack Hammer od Brew Doga…) –
pozostawia niefajny
posmak w ustach (tak jakby nie pochodziła od chmieli) – owa gorycz
wyraźnie
zdominowała smak. W drugiej kolejności wybijają się nuty słodów
karmelowego
oraz pale. I to by było na tyle odczuć smakowych. Chmieli, za które tak
lubię Amerykę
brak. Pojawia się lekka kwaskowatość i delikatny alkohol na finiszu.
Piwo jest
niskonasycone (przez to pijalne) i jakby oleiste, pod koniec staje się
lekko
męczące.
Podsumowanie:
Jednym słowem: średni wyrób. Piwo daje się wypić i to nawet z
przyjemnością – głównie
dzięki aromatom, które wąchamy podczas degustacji, a są na plus i braku
jakichś
mocnych wad. W smaku jest jednak bardzo, bardzo średnio – brakuje mi
porządnej
(ale chmielowej! tzn. przyjemnej) goryczki, za którą tak polubiłem ten
styl
(Atak Chmielu był piwem, od którego zaczęła się moja przygoda z
degustacją, a
nie „żłopaniem” piwa) i jest wg. mnie jego podstawą. Ściągająca gorycz
i
dominacja słodów nad chmielami (powinno być to zbalansowane, ja nawet
lubię
kiedy to chmiele dominują) do mnie nie przemawia. Polecam jednak
spróbować i
wypracować sobie własną opinię – bo piwo ani bardzo złe, ani niepijalne
nie
jest. Moja ocena to 6/10.
Pozdrawiam,
Łukasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz