Dzisiaj
kolejna perełka z jednego z moich ulubionych zagranicznych browarów
(jedno piwo
od nich dostało ode mnie, jako jedyne do tej pory, dziesiątkę). Stali
czytelnicy, po poprzednim zdaniu, wiedzą zapewne, że chodzi o To Ol.
Tym razem recenzja
ich interpretacji portera - Black Ball Porter. Nie mogę się doczekać
degustacji
z dwóch powodów: Raz – piwa z duńskiego To Ol’a to klasa sama w sobie –
nawet nie
wymagają rekomendacji (sam browar nie prowadzi takich kampanii
reklamowych jak
choćby BrewDog czy Mikkeller), nie piliśmy od nich piwa słabszego niż
przynajmniej dobre. Dwa – Mocny Porter to jeden z moich ulubionych
styli. Nie
ma zatem co przedłużać wstępu, zapraszam do lektury.
Piwo
zakupiono w: Alkohole Mariacka, Katowice ul. Mariacka w cenie około 17
zł za
butelkę 0,33l (bezzwrotną).
Podstawowe
informacje o piwie (z etykiety, Ratebeer i strony www browaru):
Styl: Porter
(wg Ratebeera Imperialny)
Ekstrakt: brak
danych
Alkohol: 8%
obj. (jest jeszcze wersja z 7,1% obj.)
Słody:
Pilzneński,
Wędzony, Czekoladowy, Cara Munich, słód porterowy (Brown), palony
jęczmień,
płatki owsiane, ciemny cukier (napisane jest ‘cassonade’ – w Internecie
znalazłem,
że jest to cukier Demerara)
Chmiele: Simcoe,
Centennial, Cascade
Drożdże:
brak danych
IBU: brak
danych
Szkło –
smukła szklanka Pinta Imperator Bałtycki
Etykieta:
Bardzo prosta, jak nie od To Ol’a. Z przodu nazwa i logo browaru oraz
nazwa i
styl piwa. Napisy czarnymi literami na białym tle. Na drugim planie
czarne tło
z ciemnozielonymi plamami. Chociaż grafika właściwie nic nie
przedstawia, jest
podobnie jak to bywa w przypadku To Ol – nie wiadomo jak to ma się mieć
do piwa
(może tylko czerń jako barwa porteru). Na kontrze znajdziemy dokładne
informacje o zasypie (w języku duńskim – trzeba doszukiwać się
informacji po
angielsku na stronie www producenta) i podstawowe o reszcie składu. Do
tego
woltaż, data ważności i opis piwa (niestety także po duńsku). Kapsel
czarny,
czysty.
Piana:
Przepiękna,wysoka
(nalewałem bardzo ostrożnie odstane piwo), bardzo powoli opada i
pozostawia
piękne ślady na szkle. Lacing spory (piana kleista). Kolor ciemnobeżowy.
Barwa:
Czarna. Przy dnie szkła pojedyncze, rubinowe refleksy. Piwo jest
nieprzeniknione.
Zapach: Po
otwarciu butelki wspaniały aromat przypominający czekoladki deserowe,
czy
ciasto czekoladowe z nadzieniem ze śliwek, czy też wiśni w alkoholu. Do
tego
jakby lekka „ciasteczkowość” i muśnięcie nut wędzonych, a także akcent
kwaskowej, cytrusowej świeżości pochodzący od amerykańskich chmieli. Po
przelaniu do szkła i powąchaniu trunku, po raz kolejny zostałem
powalony przez
To Ol na kolana. Cudowna feeria mocno zaznaczonych aromatów deserowej i
mlecznej czekolady z nadzieniem owocowym, a także nuty czekoladek a’la
kasztanki czy tiki-taki z Wawelu (przez minimalne akcenty
śmietankowo-kokosowe)
oraz ciasta czekoladowego z wiśniami (tort szwarcwaldzki czy czarny
las). Do
tego dochodzi lekki aromat kawy i nuty dymne (jak spalone drewno) oraz
owocowa (słodkie
owoce i cytrusy), chmielowa świeżość.
Smak: O
radości… Ciężko mi będzie opisać i wynieść na wyżyny wspaniałość tego trunku – ale spróbuję najdokładniej
oddać swoje odczucia (ogromne bogactwo smaków, coraz to nowych wraz z
postępem
degustacji i zmianami temperatury piwa). Na pierwszym planie pojawia
się
czekolada deserowa i minimalna mleczna wraz z owocami (śliwki, wiśnie,
morele)
w likierze i delikatny karmel, toffi. Dalej ujawniają się akcenty
drewniane
(jak wysuszone drewno dębowe), wędzone (leciutka „szynka”) oraz coś w
stylu
świeżego orzecha laskowego, czy kokosowego. Wspomniane słodowe smaki
kontrowane
są przez żywiczno-cytrusową świeżość chmieli. Porter ten jest mocno
słodowy,
ale ta pełnia jest świetnie równoważona przez chmiele. Finisz stanowi
średnia,
przyjemna goryczka i lekko, ale fajnie zalegająca „zbożowość”. Jest
także
minimalna, charakterystyczna dla porterów, wytrawna kwaskowość. Trunek
pomimo
mocnej słodowości i „słodkich” nut jest
bardziej wytrawny, niż słodki. Nasycenie niskie – pijalność ogromnie
wysoka. Alkohol
niewyczuwalny zarówno w smaku, jak i aromacie (jedynie przyjemnie
rozgrzewa).
Podsumowanie:
Co tu dużo mówić. Zmieniam zdanie ze wstępu: To Ol nie jest jednym z
moich ulubionych
browarów zagranicznych - jest ulubionym. Panowie potwierdzili kolejny
raz, że
ich piwa to absolutnie najwyższa, światowa półka. Bogactwo, oraz potęga
aromatów i smaków tego porteru (Michał stwierdził nawet, że pachnie w
całym
pokoju) po prostu powaliła mnie na kolana – jest to zdecydowanie
najlepszy
porter (bez podziału na klasyczne, imperialne, bałtyckie itp…), jaki
piłem. Myślę,
że o jego zaletach wystarczająco się rozpisałem w poprzednich akapitach
– miłośnicy
porterów, którzy już trochę ich wypili, szczególnie „wyczują” o co
chodzi. Wady:
Że co?! Nie mogę i nie chcę dać innej noty, niż 10/10.
Pozdrawiam,
Łukasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz