Decyzja o wyjeździe na tę imprezę zapadła już ponad miesiąc temu - wiedziałem, że nie mogę przegapić takiego wydarzenia. Zarezerwowałem bilety na polskiego busa, mieszkanie, załatwiłem sobie wolne w pracy i oczekiwałem cierpliwie na 10 maja (nie pojechałem na pierwszy dzień festiwalu, bo nie wiedziałem jeszcze wtedy, czy dam radę, czy jakieś służbowe obowiązki nie zatrzymają mnie w Krakowie). W sobotę o godzinie 8:15 wyjechaliśmy z narzeczoną Sylwią z dworca MDA w Krakowie i po trzech godzinach byliśmy już na dworcu Polbus we Wrocławiu. Dotarliśmy do wynajętego mieszkania (niedaleko rynku, przy ul. Młodych Techników), zostawiliśmy bagaże i z (pustym) plecakiem wyruszyliśmy tramwajem linii 31 w stronę stadionu miejskiego. Niecałe 10 przystanków (jakieś 20 min) jazdy i byliśmy na miejscu - na końcowym przystanku (stadion miejski - królewiecka) - około godz. 13.
Przy wejściu ochrona wymacała jedynie mój plecak, nawet nie kazali otworzyć. W końcu dotarliśmy do celu - na teren Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa. Od razu po wejściu zacząłem się rozglądać za interesującymi mnie stoiskami.Wszakże przyjechałem tu w wiadomym celu - spróbowania piwnych nowości i ciekawostek. Także relacja ta głównie będzie dotyczyć piw, których udało mi się spróbować - do każdego opisu dołączone jest zdjęcie. Jak to zwykłem pisać - zapraszam do lektury!
Pierwszym trunkiem, jaki zakupiłem był Mr Hard - Barley Wine od Pracowni Piwa (na stoisku krakowskiej Strefy Piwa). Na szczęście udało mi się kupić teku festiwalowe na jakimś stoisku - w sobotę po południu nie została się już ani jedna sztuka.Wracając ze szkłem, dojrzałem Simona z Real Ale/Craft Beer, którego degustację nagrywał Tomek Kopyra. Co do Pana Ciężkiego - potężny, bardzo słodki i mocno owocowy BW. Ogromna pełnia słodowa z lekką kontrą chmielową. Goryczki właściwie brak - chmiele wnoszą nuty aromatyczne (kwiatowe i ziołowe).
Następnie przyszedł czas na prapremierę od Pinty: Oki Doki - Lager chmielony nowozelandzkimi chmielami. W tym przypadku dominuje nuta lagerowa i przyjemna, tropikalna owocowość. Do tego chmiele wniosły trawiaste i ziołowe nuty i fajną, dosyć znaczną goryczkę. Jest też lekki akcent diacetylu, ale w lagerze jest on dopuszczalny.
Kolejnym degustowanym trunkiem było piwo uwarzone specjalnie z okazji festiwalu przez browar Widawa - Nowy Baran - tradycyjne piwo pszeniczne. Jest to po prostu porządny hefeweizen - wyraźne chlebowe i kwaskowe nuty przenikają się z bananami i goździkami - piwo jest mocno orzeźwiające.
Na stoisku Strefy Piwa zauważyłem kolejną premierę (i piwa i browaru). Browar Podgórz - Galaktyka Piwnix - Cascadian Dark Ale. Jak na debiut jest bardzo dobrze. Mocno słodowe, orzechowo-kawowe piwo skontrowane lekko cytrusami i owocami tropikalnymi. Mogłoby być bardziej nachmielone i na goryczkę i na aromat - bo balans jest znacznie w kierunku pełni słodowej.
Moja Narzeczona zdecydowała się na B-Day'a 2.0 - Przewrót Mleczny - Chocolate Double Milk Stout. Jak płynna, mleczna czekolada. Nie będę się rozpisywał, bo Michał zamieści szczegółową recenzję wersji butelkowej.
Kiedy na stoisku Pinty zauważyłem piwo od BrewDoga (którego nie piłem), od razu zamówiłem jedno. Mowa o 12 hop pale ale - American Pale Ale. Piękny, kwiatowo-ziołowo-owocowy zapach i rewelacyjne nuty owoców tropikalnych i cytrusów w smaku wraz z idealnym balansem (kontra słodowa karmelowo-zbożowa) dały piwo po prostu rewelacyjne.
Następnie przyszedł czas na premierę od Doctora Brew - Kinky Ale - single hop IPA Exp366. Aromat trawiasto-cytrynowy zwiastował, że będzie bardzo dobrze. Niestety w smaku już słabiej - dominuje nuta zbożowa (coś jak ziarna słonecznika) i "świeżo trawiaste" nuty przypominające chmiel Nelson Sauvin.
Następnie udało nam się zdzwonić z Bartkiem z bloga dziennikzakrapianypiwem.wordpress.com - wraz z Narzeczoną i kolegą z pracy dosiedli się do naszego stolika.
Po wstępnym zapoznaniu się i wymianie wrażeń oraz informacji o zdegustowanych do tej pory piwach ustaliliśmy, że mamy ochotę na RIS-a. Mieliśmy chrapkę na Mr Hard Rocks z Pracowni Piwa, ale kolejka skutecznie nas zniechęciła - szkoda, bo niestety nie spróbowałem już tego piwa (szybko się skończyło). Jak już o tym wspominam, to kolejnym nieobecnym była Lady Blanche od AleBrowaru (skończyła się już w piątek...). No ale nic straconego - uratował nas Artezan i jego Samiec Alfa - Russian Imperial Stout leżakowany z płatkami z beczki po whisky. Potężne, oleiste, likierowo-czekoladowo-orzechowo słodkie piwo. Bardzo wyraziste w smaku, z wyczuwalnymi owocami i dobrze przykrytym alkoholem. Przydałaby się jednak jakaś mocna kontra goryczkowa dla tak wielkiej pełni słodowej - jej niestety trochę zabrakło.
Bartek zamówił jeszcze nowe ESB od Widawy na japońskim chmielu Sorachi i mnie poczęstował. Bardzo fajne i wytrawne piwo o przyjemnym, lekko ściągającym, owocowym bukiecie.
Wszyscy lekko zgłodnieli, a więc zdecydowaliśmy, że zjemy słynne na tym festiwalu pajdy ze smalcem i ogórkiem małosolnym. Moja Sylwia wybrała jakąś tortillę ze szpinakiem na stoisku z jedzeniem na wagę - była dobra, ale chłodna w środku.
Za to chleb ze smalcem i ogórkiem bardzo dobry - syty i fajnie pasował do piwa.
Ogólnie, jeżeli chodzi o jedzenie - było do wyboru, do koloru - od różnorakich grillowanych mięs, przez owe pajdy, kuchnię włoską, jedzenie na wagę jakieś podpłomyki, matjasy na słodyczach w postaci naleśników, lodów, czy gofrów kończąc. Właściwie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Na terenie festiwalu był także rekreacyjny teren zielony z placem zabaw dla dzieci oraz scena muzyczna (cięższe brzmienia), a także kulinarna i warsztatowa.
Po tym późnym obiedzie zdecydowałem, że przed wyjściem, kupię jeszcze butelki do Krakowa. I to była dobra decyzja - gdyż nazajutrz nie było właściwie już nic w butelkach. Chciałem Dwa Smoki od pracowni w wersji butelkowej - niestety Strefa Piwa miała jedynie kilka skrzynek i wszystko zeszło na pniu w pierwszy dzień. Nabyłem również Teku od To Ol - naszego ulubionego zagraniczniaka.
Najlepsze godziny na festiwal to 13-16. Później było bardzo dużo ludzi. Na piwo czekało się dosłownie pół godziny. Do tego sporo rodzin z dziećmi i mocno podchmielonych osobników, którzy myśleli chyba, że nawalą się na świeżym powietrzu i to za półdarmo.
A więc opuściliśmy teren festiwalu i zebraliśmy się na małe zwiedzanie oraz spacer po starym mieście, gdzie zjedliśmy kolację i poszliśmy na drinka - wszak nie samym piwem człowiek żyje. Moja narzeczona zamówiła sobie kolorowego drinka opartego na blue curacao, a ja Irish Whisky na lodzie.
W niedzielę wykwaterowaliśmy się z wynajętego mieszkania i podjechaliśmy do galerii Arkady celem spożycia śniadania.Po śniadaniu udaliśmy się ponownie pod stadion. Po wejściu okazało się, że większość piw jest już przetrzebiona. Na stoisku Pinty i Alebrowaru zostały niedobitki. Na szczęście ludzi było mało i można było spokojnie kupić piwo, które się chciało (byliśmy na miejscu około 12:30).
Pierwszym piwem drugiego dnia festiwalu był Red Cloud - nowa IPA z Widawy. Bardzo przyjemne, cytrusowo-żywiczne i dobrze zbalansowane. Do tego ładna barwa.
Następnie przyszedł czas na Artezan - Czarna Wołga - Oatmeal Stout. Wyraźne nuty czekoladowo-mleczne oraz akcenty metaliczne. Piwo bardzo gładkie i sesyjne.
Na stoisku Hausta zaciekawiło mnie piwo, którego jeszcze nigdzie nie widziałem - Brown Ale. Mocno słodowy, karmelowo-palony trunek z lekkimi akcentami owocowymi. Niestety bardzo słaba kontra chmieli.
Następnie skierowałem się w kierunku stoiska Artezana i zamówiłem Babie Lato - Saison. Bardzo przyjemny, mocno owocowy i delikatnie kwaskowy z wyraźną nutą drożdżową. Orzeźwiający i ciekawy trunek - idealny na wiosnę. Do tego wspaniała piana.
Stoisko AleBrowaru było jeszcze zamknięte, ale obok zauważyłem premiery z browaru Gościszewo. Zdecydowałem się na Koźlaka - Bock. Słodkawe piwo o wyraźnej nucie jabłkowo-śliwkowej. Do tego karmel, rodzynki i lekka paloność.
Mojej Narzeczonej wziąłem cydr Miłosławski od Fortuny.
Ponieważ stadion był otwarty - wybraliśmy się wypić piwo na trybuny - sporo ludzi wpadło na podobny pomysł.
Wracając ze stadionu, zauważyłem na stoisku Artezana laną nowość z browaru Faktoria - Peacemaker - American Pale Ale. Bardzo fajne, orzeźwiające, wyraźnie cytrusowo-kwiatowe piwo. Mocno nachmielone i dobrze zbalansowane. Zdecydowanie najlepszy wyrób Faktorii jak do tej pory.
Zgłodnieliśmy, więc postanowiliśmy zjeść obiad. Tym razem wzięliśmy, również popularne na festiwalu, pieczone ziemniaki - ja z kapustą zasmażaną, a Sylwia z gzikiem (twarożkiem ze szczypiorkiem i ogórkiem) - były bardzo smaczne i sycące. Do tego kupiłem również pajdę, która wcześniej bardzo mi smakowała.
Ostatnim, degustowanym na festiwalu, piwem była kolejna premiera z Gościszewa - Pils Single Hop Mandarina Bavaria. Mocne zaskoczenie - dostałem bardzo orzeźwiające i owocowe piwo - w ogóle nie jak Pils (brak charakterystycznej nuty lagerowej), prędzej APA. Mocno owocowe z wyraźną nutą mandarynki i lekką ziołowością.
Przed opuszczeniem festiwalu na dobre - kupiłem jeszcze butelki z browaru Thornbridge i szkło z Widawy oraz zamieniłem parę słów z Grzegorzem Zwierzyną z browaru Pinta. Obecni byli również Jan Szała z ojcem - browar Szałpiw oraz Bartek Napieraj z AleBrowaru.
Dla mnie wielkim nieobecnym festiwalu był browar Olimp.
Około godziny 18 skierowaliśmy się do wyjścia, na kolację do centrum miasta, następnie na dworzec i późnym wieczorem byliśmy już w Krakowie.
Pogoda podczas festiwalu dopisała - było dosyć słonecznie, z lekkim zachmurzeniem i ciepło. W niedzielę nie było już takich tłumów, jak w sobotę, ale i piwa się pokończyły.
Ogólnie festiwal bardzo pozytywny - przyjechałem tu na piwo i udało mi się spróbować większości trunków, które miałem zamiar zdegustować (a nawet więcej). O cenach nie piszę, bo to sprawa subiektywna. Oczywiście tłumy, ludzie, którzy nie przyszli na piwo, tylko się narąbać czy brak piwa i szkła to wady. Ale wspomnienia jak najbardziej fajne. Czekamy teraz na nasz lokalny - Krakowski Festiwal Dobrego Piwa - to już za dwa tygodnie (23-25 maja) - jest to pierwsze takie wydarzenie w Krakowie (a właściwie Zabierzowie) - oczywiście stawimy się na miejscu i będziemy degustować kolejne nowości. A dzisiaj jeszcze, pofestiwalowo na regenerację wątroby, Jurajskie z Ostropestem - recenzja wieczorem - już teraz zapraszam.
Pozdrawiam, Łukasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz